czwartek, 14 stycznia 2010

Tatry 2009

Ja dodam trochę zdjęć z naszego wyjazdu w Tatry Słowackie z zeszłego roku. Co prawda trwał tylko tydzień, ale był to zdecydowanie najlepszy wyjazd w Tatry jaki miałem. Wyjechaliśmy po drugiej w nocy. Obydwaj nie spaliśmy więcej niż dwie godziny, ale jak tylko dotarliśmy na Słowację, to od razu, nie szukając jeszcze noclegu poszliśmy nad Zielone Pleso i Jagnięcy Szczyt. W ogóle ostro chodziliśmy wtedy. W 6 dni, mieliśmy łącznie podejścia ponad 6 tys. metrów.

Trzeciego dnia weszliśmy na przełęcz Czerwona Ławka. Ja wszedłem cały zestresowany, bo tam stromo bardzo jest i mimo łańcuchów się bałem. Na samej przełęczy głównie się martwiłem tym żeby za bardzo się nie wychylić i nie spaść, natomiast Staszek powiedział żebym poczekał na niego bo chce jeszcze na górę wejść. No i znikł mi na 10 minut, mimo że tam wyżej już szlaku żadnego nie było, łańcuchów tym bardziej.

Następnego dnia zrobiliśmy wycieczkę do Cichej Doliny, na Gładką Przełęcz i wróciliśmy Koprową. Pogoda nam wtedy dopisała. Piękne słońce było, nawet powiedział bym że momentami za gorąco było. Na szlaku nie było praktycznie żadnych pieszych, a jedynie czasem jacyś rowerzyści się trafiali. Pomyśleliśmy wtedy, że fajnie byłoby też tak kiedyś na rowerze tam pojechać. W ogóle Staszek miał taki pomysł, żeby objechać dookoła Tatry na rowerze. Po długiej wycieczce oczywiście uraczyliśmy się kofolą w pubie na dole.

Trzy pierwsze dni spędziliśmy w Nowej Lesnej. Nie licząc pierwszego dnia kiedy obaj zmęczeni i niewyspani usnęliśmy jak tylko się położyliśmy, to w pozostałe, wieczorem jak było już ciemno, Staszek zaczynał robić zdjęcia z tego okienka z którego na jednym ze zdjęć wygląda. Miał zaparcie do tego. Z godzinę nawet potrafił bawić się aparatem robiąc zdjęcia z krótszym, albo dłuższym czasem naświetlania, z samochodem jadącym w naszą stronę, lub z jadącym w przeciwną (żeby mieć białe, albo czerwone światła na zdjęciu). Potrafił nawet 10 minut czekać, aż jakiś samochód będzie jechał.

Dwa ostatnie noclegi spędziliśmy W Zierskiej Chacie. Jeszce pierwszego dnia tam, samym wieczorem weszliśmy na Banikov. Piękna pogoda była wtedy i tylko dwie osoby spotkaliśmy po drodze, a schodziliśmy już jak słońce zaszło za góry. A ostatniego dnia wybraliśmy się na Rohacze. Na szczycie Ostrego spotkała nas burza i zaczęliśmy się zastanawiać w którą stronę najlepiej uciekać. Niestety w obie strony były łańcuchy. Staszek opowiedział mi wtedy jak kiedyś był na Świnicy w czasie burzy i jak iskry wtedy po łańcuchach skakały.

Wróciliśmy do Warszawy z zapasami kofoli. Staszek kupił 4 butelki 1,5 litrowe, ja 8. To właśnie Staszek nauczył mnie pić kofolę. Na praktykach w Tatrach, kiedy z Lewandowskim pojechaliśmy na Słowację i nad Zielonym Plesem wypiliśmy sobie po pół litra ciapovanej kofoli.

Grzesiek





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz